Co naprawdę zasługuje na ochronę: rewizja konserwatorskiego absurdu

W Polsce mamy problem: pod etykietą „zabytek” kryje się dziś wszystko – od majestatycznej katedry, aż po zagrzybioną szopę, w której od dawna się nic nie dzieje. I nikt nie odważy się zdjąć tej etykiety. Efekt? Straty dla właścicieli, miast i… dziedzictwa kulturowego.

Przykładów jest mnóstwo

Weźmy taki Gorzów Wielkopolski – miasto, z którego pochodzi autor tych słów. Każde dziecko w Gorzowie uczy się w szkole, że Gorzów posiada 3 zabytki:

Tymczasem w urzędowym rejestrze zabytków ląduje tego całe mnóstwo całkiem przeciętnych budynków: stodoły, szopy, garaże, czasem wręcz całe ulice ciągiem:

Drobny fragment rejestru zabytków miasta Gorzowa Wlkp., wg stanu z 2018.

Podobne „zabytki” można znaleźć właściwie w każdym mieście. Czy naprawdę wszystkie te obiekty zasługują na ochronę? Komu to potrzebne, może z wyjątkiem osób, które żyją z zajmowania się takimi rejestrami?

Zabytki powinny robić wrażenie

Powiedzmy to otwarcie: sam fakt, że jakiś zupełnie przeciętny budynek zdołał ustać 80 czy 100 lat i się nie zawalić, absolutnie nie powinien przesądzać o uznaniu go za zabytek.

Zabytkiem powinno być tylko i wyłącznie coś ponadprzeciętnego – w dowolny sposób, przede wszystkim:

  • mające minimum 300-400 lat i nadal nie będące w totalnej ruinie – o ile przeciętny budynek może osiągnąć wiek 80-100 lat całkiem przypadkowo, dzięki korzystnym okolicznościom, to 300 lat i więcej jest już realnym osiągnięciem, wynikającym z ponadprzeciętnie starannej budowy takiego obiektu
  • mające unikalne walory architektoniczne, historyczne, kulturalne lub turystyczne – jak np. Pałac Kultury czy Stocznia Gdańska

Jak dziś realnie wygląda opieka nad zabytkami?

No właśnie, w tym problem: ona wcale nie wygląda. Bo jeśli „zabytek” nie przedstawia sobą żadnej realnej wartości dającej się zmonetyzować (np. przez sprzedaż biletów turystom), a jedynie figuruje w rejestrze, gdyż kiedyś został tam wpisany na siłę, właściciel nie ma żadnego interesu w utrzymaniu takiego obiektu w dobrym stanie. A jednocześnie ma interes w pozbyciu się takiego obiektu, aby odzyskać teren, który jest coraz droższy.

Co więc robi właściciel „zabytku” bez wartości? Dokładnie nic. Bo nie wolno mu go rozebrać – ale wolno po prostu poczekać, aż taki obiekt sam się zawali, co dopiero wtedy pozwoli go wykreślić z rejestru,

Jak taka opieka powinna wyglądać?

Pierwszym krokiem powinien być ogólnokrajowy „reset” wszystkich lokalnych rejestrów zabytków i wykreślenie wszystkiego, co nie spełnia powyższych kryteriów.

A gdy to zostanie zrealizowane, kolejnym krokiem powinna być alternatywa dla właścicieli prywatnych:

  1. albo objęcie takich zabytkowych obiektów funduszem konserwacyjnym, zwracającym np. 70-90% kosztów remontów metodami typowymi dla danego obiektu (dokładny procent zwrotu mógłby wynikać z indywidualnie ustalanej wartości obiektu),
  2. albo dobrowolna nacjonalizacja takich zabytkowych obiektów, uwzględniająca potencjalną wartość gruntu w przypadku likwidacji zabytku (jeśli właściciel prywatny nadal nie jest zainteresowany remontami, mimo dotacji z funduszu).

Innymi słowy, państwo powinno być hojne – chodzi w końcu o ochronę dziedzictwa narodowego.

Co taka hojność daje społeczeństwu?

Skupiając się na ochronie prawdziwych zabytków, a nie przypadkowych kamienic i garaży, zyskujemy na każdym poziomie – jako państwo, miasto, gmina, ale przede wszystkim społeczeństwo. Zyskujemy bowiem:

  • bardziej atrakcyjne miasta
  • napływ turystów
  • napływ inwestorów
  • napływ pieniędzy do lokalnych firm
  • zwiększenie zatrudnienia (i to takiego, do którego nadają się wyłącznie Polacy)
  • docelowo – wyższą jakość życia

Podsumowanie

Nie bądźmy naiwni: chroniąc każdą przestarzałą szopę, raczej likwidujemy szansę na rozwój i autentyczne dziedzictwo. Trzeba odwagi, by wybrać, co naprawdę warto chronić – a jeśli czegoś chronić nie warto, dajmy po prostu właścicielom swobodę wyboru:

  • utrzymywać i rozbudowywać zgodnie z wizją historyczną
  • przerabiać bez żadnych ograniczeń, jak każdy inny budynek
  • wyburzyć i postawić coś nowego

Przywróćmy sens konserwatorstwu – bo inaczej za kilkanaście kolejnych lat zostanie nam tylko skansen absurdu.

 

Zdjęcie: dawna bożnica (dom modlitw) we wsi Wiśniowa, w kolejnych latach przerobiona na remizę Ochotniczej Straży Pożarnej, a obecnie od wielu lat nieużywana. fot. Katarzyna Hołuj. Tak, to coś naprawdę jest w Polsce zabytkiem. Kuriozalne, prawda?


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *