W Polsce mamy problem: pod etykietą „zabytek” kryje się dziś wszystko – od majestatycznej katedry, aż po zagrzybioną szopę, w której od dawna się nic nie dzieje. I nikt nie odważy się zdjąć tej etykiety. Efekt? Straty dla właścicieli, miast i… dziedzictwa kulturowego.
Przykładów jest mnóstwo
Weźmy taki Gorzów Wielkopolski – miasto, z którego pochodzi autor tych słów. Każde dziecko w Gorzowie uczy się w szkole, że Gorzów posiada 3 zabytki:
- katedrę
- spichlerz
- fragment murów miejskich
Tymczasem w urzędowym rejestrze zabytków ląduje tego całe mnóstwo całkiem przeciętnych budynków: stodoły, szopy, garaże, czasem wręcz całe ulice ciągiem:

Podobne „zabytki” można znaleźć właściwie w każdym mieście. Czy naprawdę wszystkie te obiekty zasługują na ochronę? Komu to potrzebne, może z wyjątkiem osób, które żyją z zajmowania się takimi rejestrami?
Zabytki powinny robić wrażenie
Powiedzmy to otwarcie: sam fakt, że jakiś zupełnie przeciętny budynek zdołał ustać 80 czy 100 lat i się nie zawalić, absolutnie nie powinien przesądzać o uznaniu go za zabytek.
Zabytkiem powinno być tylko i wyłącznie coś ponadprzeciętnego – w dowolny sposób, przede wszystkim:
- mające minimum 300-400 lat i nadal nie będące w totalnej ruinie – o ile przeciętny budynek może osiągnąć wiek 80-100 lat całkiem przypadkowo, dzięki korzystnym okolicznościom, to 300 lat i więcej jest już realnym osiągnięciem, wynikającym z ponadprzeciętnie starannej budowy takiego obiektu
- mające unikalne walory architektoniczne, historyczne, kulturalne lub turystyczne – jak np. Pałac Kultury czy Stocznia Gdańska
Jak dziś realnie wygląda opieka nad zabytkami?
No właśnie, w tym problem: ona wcale nie wygląda. Bo jeśli „zabytek” nie przedstawia sobą żadnej realnej wartości dającej się zmonetyzować (np. przez sprzedaż biletów turystom), a jedynie figuruje w rejestrze, gdyż kiedyś został tam wpisany na siłę, właściciel nie ma żadnego interesu w utrzymaniu takiego obiektu w dobrym stanie. A jednocześnie ma interes w pozbyciu się takiego obiektu, aby odzyskać teren, który jest coraz droższy.
Co więc robi właściciel „zabytku” bez wartości? Dokładnie nic. Bo nie wolno mu go rozebrać – ale wolno po prostu poczekać, aż taki obiekt sam się zawali, co dopiero wtedy pozwoli go wykreślić z rejestru,
Jak taka opieka powinna wyglądać?
Pierwszym krokiem powinien być ogólnokrajowy „reset” wszystkich lokalnych rejestrów zabytków i wykreślenie wszystkiego, co nie spełnia powyższych kryteriów.
A gdy to zostanie zrealizowane, kolejnym krokiem powinna być alternatywa dla właścicieli prywatnych:
- albo objęcie takich zabytkowych obiektów funduszem konserwacyjnym, zwracającym np. 70-90% kosztów remontów metodami typowymi dla danego obiektu (dokładny procent zwrotu mógłby wynikać z indywidualnie ustalanej wartości obiektu),
- albo dobrowolna nacjonalizacja takich zabytkowych obiektów, uwzględniająca potencjalną wartość gruntu w przypadku likwidacji zabytku (jeśli właściciel prywatny nadal nie jest zainteresowany remontami, mimo dotacji z funduszu).
Innymi słowy, państwo powinno być hojne – chodzi w końcu o ochronę dziedzictwa narodowego.
Co taka hojność daje społeczeństwu?
Skupiając się na ochronie prawdziwych zabytków, a nie przypadkowych kamienic i garaży, zyskujemy na każdym poziomie – jako państwo, miasto, gmina, ale przede wszystkim społeczeństwo. Zyskujemy bowiem:
- bardziej atrakcyjne miasta
- napływ turystów
- napływ inwestorów
- napływ pieniędzy do lokalnych firm
- zwiększenie zatrudnienia (i to takiego, do którego nadają się wyłącznie Polacy)
- docelowo – wyższą jakość życia
Podsumowanie
Nie bądźmy naiwni: chroniąc każdą przestarzałą szopę, raczej likwidujemy szansę na rozwój i autentyczne dziedzictwo. Trzeba odwagi, by wybrać, co naprawdę warto chronić – a jeśli czegoś chronić nie warto, dajmy po prostu właścicielom swobodę wyboru:
- utrzymywać i rozbudowywać zgodnie z wizją historyczną
- przerabiać bez żadnych ograniczeń, jak każdy inny budynek
- wyburzyć i postawić coś nowego
Przywróćmy sens konserwatorstwu – bo inaczej za kilkanaście kolejnych lat zostanie nam tylko skansen absurdu.
Zdjęcie: dawna bożnica (dom modlitw) we wsi Wiśniowa, w kolejnych latach przerobiona na remizę Ochotniczej Straży Pożarnej, a obecnie od wielu lat nieużywana. . Tak, to coś naprawdę jest w Polsce zabytkiem. Kuriozalne, prawda?
Dodaj komentarz